Recenzja – Vixen – Vixtoria

fullsizerender

„Posuńmy to wszystko krok dalej..”

Każdy piszę swoją Vixtorie” – przeczyta każdy na dołączonej do krążka wkładce, ale czy „Vixtoria” jest synonimem zwycięstwa? Vixen od dawna zaskakiwał swoją wszechstronnością i niepodważalnym talentem. Wszak to jego 7 „legalny” krążek, a 14 w całej karierze. Przyznam szczerze, że po bardzo lirycznej i metaforycznej EP pt. „Paradox” miałem zaostrzony apetyt na taką twórczość Vixena. Z tego powodu „Falala”, czyli pierwszy singiel promujący to wydawnictwo utwierdził mnie w zdaniu, że warto zainteresować się tym krążkiem. Każdy kolejny był dla mnie katorgą… że muszę jeszcze czekać do dnia premiery albumu.

Czym jest Vixtoria? W moim mniemaniu nie jest to samo zwycięstwo, a cały proces dochodzenia do niego. Trasa, którą trzeba przebyć by osiągnąć sukces, spełnić marzenia i zrealizować cele. Słuchając płyty możemy mieć wrażenie, że lejtmotywem jest właśnie droga, bo odniesienia i metafory z nią związane znajdziemy w wielu utworach. Vixen dosyć często mówi w pierwszej osobie w końcu „ Każdy piszę swoją…” a ta Vixtoria jest jego.  Raper opisuje wędrówkę, którą musiał odbyć by znaleźć się w tym miejscu, w którym jest i jak sam pisze na płycie „Chciałem Cię zabrać tam gdzie jeszcze nie byliśmy”. Podróż umila nam swoim energicznym i dosyć melodyjnym wokalem, który jest już nam znany z poprzednich produkcji. Czy album jest osobisty? Poniekąd tak, przepleciony dobrymi radami dla słuchacza, jednak bez przesadnego i zbytecznego moralizatorstwa. Vixen jest dobrym tekściarzem i dosyć sprawnie maluje słowem różne obrazy w głowie, przez co słuchając jego utworów sami tworzymy sobie teledyski w umyśle. O poziomie osobistości Vixtorii może świadczyć również to, że nie znajdziemy na niej za wielu gości. Swoje wokale pozostawili jedynie Oxon i Zeus, a Mery Spolsky swoim głosem zwieńczała chórki w utworach. Raperzy pozostawili dobre zwrotki, a na szczególną uwagę zasługuję Oxon, który budzi spore nadzieje na przyszłość.

Choć może wam się wydawać teraz, że teksty Vixena przesycone są pewnym patosem i wzniosłością, to jest to mylne wrażenie. Raper przekazuje niejednokrotnie pozytywne wartości i robi to przyziemnym, prostym, aczkolwiek nie prostackim językiem. Można to łatwo zauważyć w utworze „Romantyczna miłość”, gdzie przedstawiona jest historia pewnej miłości, z którą niejeden z nas mógłby się utożsamić. Osobiście interpretuje go w pewien osobisty sposób, którego nie chce zdradzać, bo parafrazując cytat użyty na wstępie – „Każdy czyta po swojemu Vixtorię”. Energia zawarta w tych tekstach, ale także muzyce odpowiednio nastraja i motywuje do tego by „nabrać odwagi, być sobą, zabić ten wstyd, iść swoją drogą”

Instrumentalnie album to także podróż po różnych nurtach muzycznych. Po usłyszeniu takich utworów jak „Dwie Siły” „Charlie Chaplin” czy też „Duszy” trudno zakwalifikować ten krążek jednoznacznie jako hip-hopowy. Vixen przeciera nowe szlaki i obiera innowacyjne kursy wychodzące poza ustalone ramy konwencji. Rapuje na energicznych gitarowych bitach godnych nie jednej kapeli punk rockowej by po chwili bawić się swoim wokalem na swing jazzowych brzmieniach. To pokazuje ogromną elastyczność i umiejętność dostosowania się do różnych warunków. Vixen mówi, że lubi tworzyć muzykę i wydaje mi się, że ze strony językowej to bardzo dobre określenie – muzykę, a nie tylko rap. Przez to, że album ma dosyć uniwersalny i neutralny wydźwięk powinien spodobać się nie tylko słuchaczom hip hopu. Warstwa muzyczna to nie tylko dzieło samego Vixena, ale także innych producentów takich jak QB, Got Barss, Grrracz i Macios. Wszyscy wywiązali się z swojego zadania, utrzymując w ryzach spójną całość. Co ciekawe autorem tych najbardziej wykraczających poza ramy hip hopu bitów jest sam Vixen. Świadczyć to może o chęci poeksperymentowania z swoim brzmieniem i duchowy rozwój swojego muzycznego Ja. Zresztą jak słychać z bardzo pozytywnym skutkiem.

Szukam jakiś dobrych słów na podsumowanie całego albumu, lecz wydaje mi się, że idealnym zwieńczeniem tej recenzji będzie tekst refrenu w utworze „Kominek” (Utwór notabene jest ostatnim na płycie przed opisanym Bonus trackiem) – „Póki się pali, to siądź przy kominku / Spójrz w ogień – niech się pali, niech / Doleją oliwy Ci, co boją się być sami / Bo cała noc jeszcze przed nami jest”. Ten dość malowniczy refren, buduje w naszej głowie obraz posiadający niesamowity ciepły i przyjemny klimat szczególnie widząc pogodę za oknem. Zachęca nas również do tego, aby przysiąść przy rozpalonym kominku i jeszcze raz pokontemplować nad treścią całej płyty, w końcu przed nami jeszcze sporo czasu, aby wziąć niektóre rady do serca i napisać od podstaw swoją własną Vixtorie.

 

Ocena w Skali Dykty 4/5