Recenzja – Vixen – To Nie Vixt4pe

to jest vixt4pe

„To jest Vixen”

Są takie osoby na polskiej rap scenie, które mają tyle płyt w swojej dyskografii, że trudno je zliczyć. Przy takiej ilości można pomyśleć, że trudno o świeżość, a krążki robione są taśmowo. Na szczęście wtedy pojawia się ktoś i udowadnia, że można być „fresh” przy dwunastym albumie. Tym kimś jest Vixen wraz ze swoim najnowszym wydawnictwem.

To nie Vixt4ape, który początkowo miał być Vixt4pem to 13 premierowych utworów, które są opisem ostatniego roku rapera. Był to dosyć emocjonalny czas dla Vixena, gdyż podczas prac nad albumem urodził mu się syn. Stąd też emocji na albumie nie brakuje jest nimi wręcz przeładowany w subtelny metaforyczny sposób.

Muzycznie album to dzieło prawie jednego producenta JRS’a. Do pojedynczych utworów muzykę stworzyli Faded Dollars i Johny Beats. Choć Vixen jest człowiekiem orkiestrą i sam potrafi tworzyć sobie dobrą muzykę, to postanowił oddać tę warstwę w cudze ręce. W porównaniu do poprzedniego albumu ten jest bardziej hip hopowy. Można znaleźć tu nawiązania do innych gatunków, lecz nie są one tak dobitne jak na „Vixtorii”.

to jest vixt4pe

Album To nie Vixt4pe powinien być wykorzystywany w terapiach relaksacyjnych. Muzyka jest delikatna, subtelna i wolna. Podczas słuchania albumu można zamknąć oczy i dosłownie odpłynąć w świat metafor Vixena. Choć udowadniał w przeszłości niejednokrotnie, że potrafi rapować i czuje się dobrze na żywych i bujających bitach, to wydaje się, że z wiekiem stonował. Vixen chyba aktualnie preferuje dojrzalsze i egzystencjalne teksty na bardziej wyrafinowanych beatach.

Jak – to chyba najczęściej używane słowo na albumie. Z racji treści ukrytej pod porównaniami i metaforami, gier słownych oraz wieloznaczności, album skierowany jest dla dojrzalszego odbiorcy, który jest świadomy czego oczekuje od muzyki. Zresztą sam Vixen z perspektywy czasu jest dojrzalszym raperem. W swoich tekstach w niebanalny sposób opisuje swoje życie i egzystencjalne przemyślenia. Gry słowne sprawiają, że nie wszystkie utwory są od razu jednoznaczne i wymagają dłuższej kontemplacji. Album początkowo miał być Vixt4pem, lecz stał się pełnoprawnym albumem. Po odsłuchaniu nie dziwię się wnioskowi, że utwory nie pasowałyby do konwencji Mixtape. Ten kojarzy się z lekkimi i luźnymi utworami, a „To nie Vixt4pe” to emocjonalna bomba naszpikowana odniesieniami do rzeczywistości widzianej oczami rapera. Narodziny syna sprawiły, że Vixen przebiegunował swoje życie i dostarczyły pakiet tematów do przemyśleń. V używa barwnego języka, który oddziałuje na wyobraźnie co w połączeniu z delikatną muzyką daje mieszankę doskonałą. Wieloznaczności w tekstach to niejednokrotnie gra skojarzeń tworząca całą narracje. Każde słowo użyte w utworach jest wyważone i dobrze przemyślane, to sprawia że wszystkie utwory na płycie mają drugie dno. To co zrobił Vixen w swoich tekstach to esencja geniuszu lirycznego.

            „To nie Vixt4pe” to bardzo dobry album, ale skierowany do dojrzalszego odbiorcy. Nie znajdziemy tutaj nowoczesnych trendów panujących wśród bożyszcze nastolatek. Vixen konsekwentnie realizuje swoją wizje na rap i robi to doskonale. Sprawnie operuje słowem, imputując tym samym intelektualną rozrywkę dla słuchacza. Trzynaście utworów to aktualnie dosyć standardowa liczba utworów na albumie, jednak czas przy „To nie Vixt4pe” upływa tak przyjemnie i szybko, że odnosi się wrażenie krótkiego albumu. Album z pewnością „To nie Vixt4pe”, ale zdecydowanie w stu procentach „To jest Vixen”.

Ocena w skali dykty 5/5