„Gdy kurtyna opadnie”
Od kiedy MaxFloRec uruchomiło projekt MaxFloLab – Rekruci hip hopu, na polskim rynku rapowym dzięki niemu pojawiło się kilku artystów. W ten sposób wypłynęli m.in. K2, Bejf czy też Kleszcz. Innowacyjny sposób „scoutingu” otworzył im drzwi na wielką scenę i półki sklepowe. Gdyby nie ten projekt, kto wie jak potoczyłaby się kariera Kleszcza, który 7 kwietnia wydał drugi legalny album pt. „Cyrk na QŁQ”. Tarnogórzanin jest chyba najcharakterystyczniejszym raperem w stajni MaxFloRec, jeśli weźmiemy pod uwagę „image”. Podczas oficjalnych wystąpień, teledysków i koncertów od dawna nie rozstaje się z makeupem, nasuwającym skojarzenia z grupą Insane Clown Posse. Dzięki temu może budzić lub przeciwnie – zmniejszać zainteresowanie swoją sylwetką.
„Cyrk na QŁQ” to 14 premierowych utworów zapakowane w bardzo ciekawą „osobliwą” otoczkę. Bez wątpienia pasuje ona do wizerunku Kleszcza i idealnie wkomponowuje się w jego charakterystyczny, „freakowy” styl. Raper serwuje nam przelot przez różne nastroje od ostrzejszych brzmień, przez metaforyczne opowiastki, po luźne kawałki. Plątanina nastrojów godna jego psychopatycznego wizerunku. Tarnogórzanin z lekkiego śpiewanego refrenu w kawałku „Peter Pan” jest w stanie nagle przejść w ocierający się o rapcore utwór „Tornada” szaleńczo modulując głos.
Kleszcz na swojej płycie pokazuje, że jest dobrym technicznie raperem. Potrafi odpowiednio przyśpieszyć, podśpiewać, obniżyć głos, a przy tym nie męczy się i nie sprawia wrażenia „nie wiem co robię”. Niczym cyrkowy akrobata, niejednokrotnie wygina swoje flow robiąc nim niesamowite sztuczki. Sprawnie żongluje tonacją głosu, aby móc pluć ogniem poprzez charakterystyczną chrypę. Niestety jego elastyczny głos, jest poniekąd słyszalną wadą. Odtwarzając co poniektóre kawałki mam wrażenie jakbym słuchał innych raperów z wytwórni MaxFlo, przez co czułem się jak w gabinecie luster. Te skojarzenia miałem już na samym początku w utworze „Welcome”, gdzie na wstępie słysząc otwierające „pararampampam” myślałem, że to Fokus, z kolei chwilę potem początek zwrotki brzmi podobnie do Rahima. W dalszym toku przesłuchiwania płyty na myśl przychodzili tacy raperzy jak L.U.C. czy Grubson. Nie powiem, że Kleszcz nie jest oryginalnym raperem, jednakże nie da się ukryć, że momentami brzmi jak kalka pewnych patentów.
Gdy kurtyna opadła, a spektakl „Cyrk na QŁQ” się zakończył, miałem mieszane uczucia, które nie pozwoliły mi bić braw na stojąco. Z jednej strony płyta podobała mi się i słuchałem ją z przyjemnością, z drugiej strony to wrażenie czy aby na pewno słuchałem Kleszcza a nie mixu innych raperów. Podoba mi się bardzo cała baśniowa konwencja, która bez cienia wątpliwości trafiła w moje gusta. Klimatyczne bity DiNO, dobrze współgrają z tekstami Kleszcza i widać, że panowie to dotarty duet. Producent potrafi stworzyć muzykę w różnych stylach i widać to na tym albumie. Nie znajdziemy na krążku też dużej ilości gości, a wszyscy związani są z MaxFlo od długiego czasu. Gościnne występy zaliczyli Buka, Rahim i Kopruch. Poziom nawijki Buki od jakiegoś czasu to temat na zupełnie inny artykuł, wiec pozwolę sobie to przemilczeć. Rahim również niczym nie zaskoczył i zostawił przyzwoitą zwrotkę. Kopruch natomiast pokazał, że jest równie wielkim freakiem jak Kleszcz i dobrze odnajduje się w tych klimatach. Zresztą dziwi mnie, że ten człowiek z Przedmarańczy jeszcze nie wydał pełnoprawnej płyty.
Nie można powiedzieć, że Kleszcz wydał zły album. Słucha się go naprawdę dobrze, jeśli jest się otwartym na specyficzny szalony styl rapera. Płyta ma swoje mocne strony, lecz w ogólnym rozrachunku zostawia nijaki posmak i przeciętne wrażenie. Ewidentnie czegoś w niej brakuje. Wchodząc do „cyrku” Kleszcza spodziewałem się zobaczyć istnie szalone widowisko z fajerwerkami na końcu, ale chyba ktoś zapomniał odpalić lont.
Ocena w skali Dykty 3,5 / 5