Recenzja #7 – Miuosh – Pan z Katowic

frontpzk

„ Jak trębacz pod.. Katowicami”

Pan z Katowic, to najnowsze dzieło Miuosha. O tym, że ta płyta ma powstać dowiedziałem się już kilka miesięcy temu. Od samego początku zastanawiałem się nad znaczeniem tytułu „ Pan z Katowic”. Czy to coś głębszego? A może po prostu najzwyczajniej chodzi o rodzinne miasto artysty? Okazało się, że cały sens tytułu to dojrzałość tej płyty. Poniekąd single prezentowały pewną „inność” stylu Miuosha, a zarazem charakterystyczny klimat, ale jaka jest cała płyta?

Chociaż bity są tworzone przez kilku producentów (m.in. Foux, SherlOck, Fleczer, Lenzy), to wszystkie utrzymane są w podobnym klimacie i nie znajdziemy jakiegoś „rodzynka”, który zepsułby koncept płyty. Dzięki temu, że od pierwszego do ostatniego tracku jesteśmy utrzymani w lekko mrocznych i spokojnych rytmach to odczujemy jedność i ciągłość krążka. Mieszanka elektroniki i instrumentów daje niesamowicie klimatyczne połączenie Wydaje mi się, że właśnie mrok, spokój i tajemniczość najlepiej określają te bity. Miuosh widocznie odbił do innego portu i muzycznie ta płyta nie przypomina poprzednich. Atmosferę krążka najlepiej odzwierciedlają takie tracki jak Corona, Jerycho który stał się inspiracją do tytułu recenzji, a także Kaznodzieja. Momentami muzycznie płyta przypomina mi klimaty tzw. „Smutnego” rapu i zgadzam się ze stwierdzeniem dojrzalszej płyty. Mimo, że znajdą się energiczniejsze i bardziej elektroniczne momenty w warstwie muzycznej np. w takich trackach jak Absynt, Rio to jak wspominałem nie burzy to koncepcji płyty i dalej widać jej spójność. Na plus mogę uznać użycie motywów z utworów Bon Jovi i Philla Collinsa

Tekstowo płyta wita nas zdaniem, że „Kożdy muzykant od instrumentu dętego wiy, że wszysko zależy od tego jak pondzie Ci pierwszy dmuch” . Pierwszy „dmuch” Pana z Katowic utwierdza nas o metamorfozie Miuosha, ale czy ta płyta zburzy mur niczym trąby pod Jerychem?. Warstwa liryczna albumu idealnie komponuje się z muzyką. Już po pierwszych sekundach słyszymy że wersy „Jestem Panem z Katowic, który trudni się rapem. Panem, bo już chyba nie chłopakiem” nie są pustym sloganem. Dojrzałe teksty, z nutką tajemnicy całkowicie dopełniają album. Nie znajdziemy tu lekkich hitów. Wydaje mi się, że głębsze przemyślenia na temat życia i własnej egzystencji wyszły Miuoshowi na dobre. Nawet tak błaha personifikacja w kawałku Bawełna jakim jest mówienie o hip-hopie jak o kobiecie została przedstawiona w niesztampowy sposób. Nie jest to zwykłe metaforyczne powiedzenie „Kocham rap, a on mnie rani”. Osobiście wyczuwam tu głębie i większe emocje. Płyta jest osobista, potwierdza to znikoma lista gości, którzy nagrali tylko i wyłącznie refreny. Dzięki nim płyta nie wydaje się żmudna, monotonna i nudna, gdyż dodają one pewnej świeżości i energii. Widać to w kawałku „Krawędź” gdzie Mam na imię Aleksander dał dobry popis wokalny.

Zadałem sobie wcześniej pytanie czy PzK zburzył mur? Wydaje mi się, że tak. Zburzył mur w którym Miuosh został wcześniej zaszufladkowany. Mur który postawił sobie dzięki temu, że poprzednie płyty brzmiały podobnie. Nie każdemu ta płyta musi odpowiadać przez swój specyficzny klimat. Słuchacze którzy narzekali na jednostajność i monotonność, może odkryją pewną świeżość. To co dla mnie jest plusem, czyli spójna koncepcja całego albumu dla innych może być minusem w postaci małej różnorodności. Osobiście odczuwam to, że płyta jest dojrzalsza od poprzednich, gdyż zawiera w sobie więcej emocji i głębszych przemyśleń. Album może i nie jest płytą roku, ale na pewno jest interesującą pozycją dla tych którzy szukają pewnych odskoczni.

Ocena w skali Dykty 3,5/5

Comments are closed.