Odkuł się bo umie
Nie musieliśmy długo czekać na kolejny solowy album Szefa Wielkiego Joł. Jakby nie patrzeć Tede jest jednym z najbardziej produktywnych raperów na polskiej scenie – 13 solowych albumów plus wiele mixtapeów i innych „bonusów”. Na najnowsze „dziecko” TDFa czekaliśmy rok od wydania różnie odbieranego przez słuchaczy #kurta_rolsona. Vanillahajs, bo taki nosi tytuł jego krążek, jest przełomowym albumem – wysoka liczba wyświetleń na YT, pozytywny odbiór nawet przez osoby które dotychczas nieprzychylnie patrzyły na poprzednie albumy. Koroną sukcesu albumu jest uzyskanie tytułu złotej płyty w ciągu 4 dni od premiery. I to wszystko własnym sumptem, bez mega napompowanej promocji. Przyjrzyjmy się bliżej historii od „bycia na dnie” do „portfela pełnych martwych ziomków”
Tede od zawsze odstawał na tle sceny i niejednokrotnie był przez to hejtowany. Po „legendarnym” już beefie z Peją którego echo można usłyszeć do dziś w karierze TDF’a trwał regres – mniej koncertów, mniej sprzedanych płyt. Od Elliminati trwał proces „odkuwania” a VHS to upragnione trofeum. Mimo [pullquote-left]” Mówią, że w życiu trzeba być na dnie
Trzeba mieć syf, żeby się w ogóle z niego podnieść” [/pullquote-left]ironicznego znaczka na okładce „Uwaga zawiera zerowy przekaz” w tekstach rapera przekaz jest i nie są to jakieś „śladowe ilości”. Na krążku można usłyszeć różne rzeczy, od storytellingów, przez zwykłe przechwałki po teksty z tzw. drugim dnem. I mimo tego, że część ludzi powie, że to płyta o tym że się odkuł (część nawet zada pytanie pomocnicze „od czego?” ) to nie jest to jedyny temat na tym albumie. Fakt – na płycie znajdziemy wiele odmian i synonimów słowa odkucie, lecz każdy ułożony w innym dobrze spasowanym kontekście. Tede od dawna docierał do fanów trafnymi spostrzeżeniami, ciekawymi obserwacjami łącząc je w dosyć luźny i przyjemny sposób, bo jak inaczej określić to, że „Życie jest jak Tinder”. Jak zwykle znajdziemy teksty o „dupach, ciuchach i furach”, jednak obsadzone w specyficznym dla TDFa stylu.
Tede już na dobre zgrał się z Sir Michem, który produkuje kolejną już jego płytę. Nie ma co się dziwić, związek ten jest bardzo udany. Tede bardzo dobrze czuje się na bitach Sir Micha, który poraża swoją formą. Od kilku lat robi bity na wysokim poziomie. Syntetyczne, New schoolowe brzmienia to jest to co znajdziemy na tym albumie. Bity są na takim wysokim poziomie, że nie będzie kontrowersyjne stwierdzenie, że niektórych bitów nie powstydzili by się amerykańscy reprezentanci trapowych brzmień. To co urzeka w tych podkładach to niski tłusty bas, nowoczesne brzmienie, czasem zahaczające o muzykę elektroniczną (vide: Ostatnia noc) ale także pewna swoboda i luźna forma – idealnie komponująca się z Tedasem. Oczywiście trapo-podobne rzeczy to nie jedyne dźwięki na tej płycie. Możemy usłyszeć tu także luźniejsze i żywsze a także nieco klasyczne brzmienia np. w „Życie jest piękniejsze” „Świat zwariował w te lata” lub „Tak nam dobrze”.
Nawijka Tedego niewiele zmieniła się od poprzednich płyt. Po ewolucji na bardziej nowoczesny styl wprost z ameryki dało to niektórym trochę świeżości, a innym kolejny powód do hejtu. Efektem [pullquote-right]” Na jednym szczeblu wszyscy cała Polska według wzorca
Zjednuj i etykietuj do outsiderów końca”[/pullquote-right] ubocznym tego stylu nawijania jest momentami niechlujna dykcja i ciężko nam od razu usłyszeć dokładnie co powiedział Tede. To co można zauważyć, na tym albumie to dużo Auto-Tune na wokalach, abstrahując od ironicznego kawałka „Michael Kors” to dosyć często usłyszymy go w refrenach. Jak dla mnie użycie tego filtru dodaje urok temu albumowi oraz nadaje mu nowoczesności.
Vanillahajs to dobry album i jest zwieńczeniem pięcia się w górę. I chociaż uważam, że #kurt_rolson był lepszy od VHS, ten też jest na wysokim poziomie. Niewątpliwą obserwacją jest jednak, że to VHS jest lepiej odbierane przez osoby, które dotychczas nie słuchały lub nie lubiły zbytnio Tedego. I to jest największy sukces tej płyty, liczby przecież nie kłamią.
Ocena 4/5 w skali Dykty
Comments are closed.