Recenzja – Joteste – Zapomniałem się przedstawić

„Cześć, jestem Joteste”

Przyznam szczerze, że dotychczas niewiele miałem wspólnego z reprezentantem grupy „Pierwszy Milion”. O drugim legalnym solowym albumie Joteste pt. „Zapomniałem się przedstawić” dowiedziałem się niedługo przed jego premierą. Po przesłuchaniu singli takich jak: „ Trochę wody”, „Owoce Twoich Pól” zdziwiłem się dlaczego dowiaduje się o nim tak późno. Od razu wziąłem się za nadrobienie zaległości i przesłuchałem jego poprzednią produkcje sprzed 3 lat „Ulice w Ogniu”.

Nie jest tajemnicą, że twórczość Joteste przypomina styl Zeusa z którym razem tworzy „Pierwszy Milion”. Sam raper jest tego świadomy rapując takie wersy: „Mówią, że jestem klonem Zeusa, cóż…”. Jednak jak to wygląda w rzeczywistości ? O tym później.

Warstwa muzyczna na płycie to w całości wspólna praca grupy „Pierwszy Milion”. Efekt jest troszkę przewidywalny – bitowo „zajeżdża” tą bardziej znaną połówką duetu. Nie jest to wg Mnie jakiś minus. Bity są bardzo energiczne i mają ten „power”. Znalazło się też miejsce dla spokojniejszych bitów. Rodzynkiem może wydawać się kawałek „Roje Pszczół”, gdzie wejdziemy w trochę „ciemniejszą” strefę oraz „Kalejdoskop” o lekko balladowym zabarwieniu. Przesłuchując płytę spotkamy się z dużą nowoczesnością, ale w „klasycznym” wydaniu. Charakterystyczna mieszanka instrumentów z syntetycznymi dźwiękami daje bardzo pozytywny efekt. Jeśli ktoś zna producencką działalność Zeusa to powinien zrozumieć co mam na myśli. Dzięki dobrej harmonii żaden z utworów nie wydaje się monotonny i nudny, wręcz przeciwnie płytę odbieramy jako bardzo pozytywną i pełną życia.

Warsztat Liryczny Joteste nie jest jakoś bardzo imponujący, mimo to trzyma poziom i osiągnął progres w stosunku do „Ulic w Ogniu”. Teksty to dobrze zrównoważona mieszanina luźnych oraz refleksyjnych tekstów. Przykładem mogą być refleksyjne i sentymentalne „Owoce Twoich pól”, na drugim biegunie mamy kawałek „Prometeusz”. Wszystkie teksty przybliżają nam sylwetkę rapera, dlatego często natkniemy się na słowo „ JA” w wszelkich odmianach. Momentami sposób składania rymów, może przypominać nam Zeusa, ale na pewno nie jest tego tak dużo jak na poprzedniej produkcji.

Jeśli chodzi o styl nawijania to tu też odczuwamy różnice i nie ma tutaj także kopii Zeusa w proporcji 1:1. Raper momentami ma podobny głos do niego, dlatego ten efekt może dla niektórych się potęgować. Proste energiczne flow, bez zbędnych kombinacji charakteryzuje Joteste na tym albumie. Nie odnajdziemy tu jakiś super przyśpieszeń, czy „wyginania języka”. W połączeniu z tekstem i bitem daje to dobry oraz mocny efekt.

Nie odnajdziemy tutaj ogromnej listy gości, tak naprawdę gościnną zwrotkę zostawił tylko Hary. SisAnn, Rogini, Tadeusz Seibert zajęli się tylko refrenami. Jeśli kobiecy wokal i syntezowany głos Roginiego ładnie komponuje się z utworami, to wokalista Tadeusz Seibert w połączeniu z balladowym bitem „Kalejdoskopu” wyszedł wg mnie tandetnie i mdło.

Joteste pozytywnie mnie zaskoczył, lecz obawiam się, że ta płyta nie odbije się szerszym echem. Szkoda, gdyż jest to całkiem przyjemny materiał. Mimo pewnych podobieństw do Zeusa, nie powiem o nim „klon”. Na albumie widać indywidualny styl rapera tym bardziej, że teksty traktują o nim samym. Płytę mogę polecić, wszystkim którzy jeszcze nie znają Joteste oraz tym którym twórczość Zeusa przypadła do gustu. Niezależnie od tego jak odbierzecie płytę jedno jest pewno – tym razem Joteste nie zapomniał się przedstawić.

Ocena płyty w skali Dykty: 4/5